wtorek, 22 października 2013

4. Chyba naprawdę mocno przyłożyłeś tą głową

/ Ryu /

Skręcone prawe kolano i anemia.

Odetchnąłem z ulgą słysząc słowa lekarza. Satoshi czekał ze mną cały czas, powtarzał że Tomiichi jest silny i nic mu nie będzie. Miał racje. Mój brat jest silny. Dużo silniejszy niż mi się wydawało.

-Widzisz, to nic takiego – czerwonowłosy poklepał mnie po ramieniu uśmiechając się delikatnie – przypilnujesz go i będzie okej.

-Tak, dzięki że zostałeś ze mną –byłem wykończony, ale jeszcze nawet nie odwiedziłem Tom’a.

-Idź do niego, ja skoczę po kawę – Satoshi ponownie się uśmiechnął. Mimo tego że nie lubiłem jego stylu ubierania się, duże spodnie z krokiem w kolanie i za duże koszulki, przyjemnie się na niego patrzyło.

-Dzięki – naprawdę byłem mu wdzięczy. Wstałem i powoli podszedłem do sali gdzie leżał młody. Wziąłem głęboki oddech i zajrzałem do środka.


/ Tom /

-Wchodź, nie chowaj się tak – było mi głupio przez bratem, pewnie znów się zadręczał.

-Jak się czujesz? – wszedł do środka i przysiadł się do mnie.

-Trochę mnie plecy bolą, no i noga – mruknąłem patrząc na opuchnięte kolano – a to wszystko na własne życzenie – zaśmiałem się, a Ryu odpowiedział uśmiechem. – Szkoda burgerów

-Trzepnę Cię zaraz – obydwoje się śmialiśmy. – Satoshi tu jest.

Uśmiechnąłem się w duchu, czas pobawić się w swatke, oj tak.

-Czego się cieszysz? – Ryu spojrzał na mnie podejrzliwe a ja odpowiedziałem mu jednym z moich przebiegłych uśmiechów.

-Mogę wam przerwać ? – do środka wszedł temat naszej rozmowy. Kiwnąłem głową i uśmiechałem się dalej patrząc to na jednego to na drugiego. – Dobrze się czujesz? – Satoshi przyłożył mi rękę do czoła a ja pokazałem mu język.

-Wyśmienicie – znów się uśmiechnąłem co dodatkowo zaskoczyło rudego.

-Chyba naprawdę mocno przyłożyłeś tą głową – chłopak odgryzł się podając kawę mojemu bratu.

-Skończcie już dzieciaki – w końcu odezwał się znudzony naszą dyskusją Ryu.
Machnąłem tylko ręką a w tym czasie wszedł lekarz.

-Jak się Pan czuje? – spytał zaglądając w jakieś dokumenty , które trzymał w ręku.

-Dobrze – wzruszyłem ramionami, lekarz coś zanotował i spojrzał na mnie.

-Mogę Panu założyć gips albo ortezę na nogę.

-Żadnego gipsu – zaprotestowałem od razu co wywołało śmiech Satoshiego.


-Dobrze – odwrócił się do Ryu – W takim razie Pana poproszę o zakup ortezy na prawe kolano, w naszej aptece powinna być.

-Oczywiście – mój brat niemal podskoczył gdy lekarz zwrócił się do niego. Chyba naprawdę był zestresowany, no i powinien się wyspać.

-Proszę się do mnie zgłosić gdy ją pan zakupi.

Lekarz wyszedł a ja spojrzałem na brata, uśmiechał się delikatnie do czerwonowłosego a ten patrzył na niego jakby z troską. Miałem ochotę sam się uśmiechnąć, zamiast tego poczułem pustkę. Na mnie nikt tak nie patrzył, jak Satoshi na mojego brata. Nie miałem nikogo kto by… No właśnie, co? Kto by co? Przecież ja sam nigdy nikogo nie kochałem, nawet nie wiem jak to jest. Nigdy o nikogo się nie troszczyłem, a o mnie troszczył się tylko brat.

-Idziemy do apteki – z zamyślenia wyrwał mnie głos brata, dopiero teraz zorientowałem się że macha mi ręką przed oczami.

-Tak, tak – odpowiedziałem wracając do moich myśli.

Jestem sam. Tak cholernie samotny. Czemu akurat teraz to do mnie dochodzi? Czemu w ogóle ja o tym myślę ? Przecież nigdy mnie to nie obchodziło. Czemu nie mam kogoś kto mnie kocha?

Automatycznie dotknąłem ręką opaski.

No tak, nikt nie chce pieprzonej kaleki. Wyglądam jak jakiś potwór więc kto miałby mnie kochać? Albo kto by się mnie nie brzydził?



Obudziłem się z paskudnym humorem. Mimo tego że dziś wychodziłem ze szpitala wcale nie miałem ochoty na nic. Kompletnie na nic. Zarzuciłem plecak na ramię i wstałem łapiąc za kule. Tak, dostałem kulę i ortezę na 4 tygodnie. Kuśtykałem powoli po szpitalnym korytarzu kierując się w stronę windy. Ryu czekał na mnie przed budynkiem, specjalnie się wlekłem, wiedziałem że pewnie jest tam z Satoshim, nie miałem ochoty na nich patrzeć. Nie teraz.

-Kurwa – czułem że źle oparłem kulę i zaraz wyląduje z hukiem na podłodze. Otwarłem oczy w szoku, gdy zamiast bólu poczułem jak ktoś mnie złapał, i mocno obejmował od tyłu. Odwróciłem powoli głowę w kierunku mojego wybawcy i zamarłem.

-Itachi – wyszeptałem w szoku patrząc na bruneta.

-Poczekaj, podam Ci kule – zachwiałem się gdy mnie puścił i musiałem się oprzeć na skręconym kolanie co wywołało fale bólu, wykrzywiłem się, cały czas nie dowierzałem że brunet tutaj jest. Podał mi kule i uśmiechnął się delikatnie, odetchnąłem z ulgą opierając się o nie.

-Co Ty tu robisz? – ocknąłem się wreszcie, i spojrzałem pytająco na bruneta.

-Właściwie, to długa historia – odpowiedział drapiąc się po głowie.

-Przez okoliczności, wolno chodzę a muszę dostać się przed szpital – mruknąłem zaczynając znów kuśtykać, Itachi szedł obok mnie, zaśmiał się słysząc moje słowa.

- Moja matka tu leży – spojrzałem na niego, przez co omal nie straciłem 
równowagi. Nie wyglądał jakby chciał drążyć temat więc ja tego nie robiłem. Z ulgą oparłem się o chłodną ściankę windy. – Jak to zrobiłeś? – spytał zmieniając temat, tak jak się tego spodziewałem.

-Spadłem ze schodów – poczułem się naprawdę głupio, zwłaszcza że brunet się zaśmiał. Prychnąłem obrażony i spojrzałem na elektroniczny wyświetlacz, który zmieniał cyferki. Kątem oka zauważyłem że Itachi przygląda mi się, no tak, w końcu jestem paskudną kaleką.

Gdy tylko winda się zatrzymała czym prędzej wyszedłem, brunet nieco zdziwiony wyszedł za mną. Niestety w moim stanie nie byłem w stanie mu uciec więc nawet nie próbowałem.

Stanąłem rozglądając się po parkingu, jednak nie widziałem nigdzie samochodu brata, czy Satoshiego, co dodatkowo mnie rozzłościło. Nerwowo wyciągnąłem komórkę z kieszeni spodni i wybrałem odpowiedni numer.

-Przepraszam, coś mi wypadło, masz klucze, zadzwoń po taksówkę – prychnąłem rozdrażniony i rozłączyłem się, pewnie taksówką sobie wrócę.

-Coś nie tak Tom? – spojrzałem zaskoczony na bruneta. Po co on tu jeszcze stoi. Zmrużyłem gniewnie oczy.

-Nic – odburknąłem pod nosem. Rozejrzałem się w poszukiwaniu taksówki, jakie te kule są uciążliwe.

-Podwieź Cię ? – kiwnąłem głową, Itachi wskazał swój samochód, więc zacząłem kuśtykać w jego kierunku. Lepsza ta opcja niż taksi.

 Brunet uparł się że odprowadzi mnie pod same drzwi, nie mając wyjścia zgodziłem się.
-Wejdziesz? – zapytałem , samemu wchodząc do środka.


-Właściwie to się trochę śpieszę, ale jakbyś czegoś potrzebował to dzwoń – Itachi wcisnął mi wizytówkę w dłoń i zniknął na schodach.

 Zamrugałem zdziwiony i zamknąłem drzwi. Schowałem kawałek papieru do kieszeni i poszedłem do salonu.

czwartek, 10 października 2013

3. Zaraz będę

Cześć
Dziękuje za krytykę, gdy się nad tym zastanowiłam, faktycznie jest wiele do życzenia co do poprzedniego odcinka. Nad tym pracowałam dłużej i wydaje mi się że jest lepiej. Zapraszam do czytania J


/Tom ( Tomiichi)/

Obudziłem się z moralnym kacem. Przyłożyłem dłoń do czoła wspominając wczorajszą rozmowę z bratem. Byłam na siebie zły że tak szybko go zbyłem. Nie miałem pojęcia że on ciągle się tym zadręcza. Przecież to nie była jego wina. Wolę już mieć kaca po wódce niż wyrzuty sumienia.

Powoli wygrzebałem się z pościeli, ciągle rozważając jak i czy aby na pewno wrócić do wczorajszej rozmowy.

-Ryu – zajrzałem do pokoju brata , gdzie o dziwo go nie zostałem – Ryu?! – krzyknąłem w głąb mieszkania nie wiedząc czemu , zacząłem się denerwować.

-Coś Ty taki zdenerwowany? – mój brat wyszedł zaspany z salonu, a ja odetchnąłem z ulgą.

-Nie, nic – odpowiedziałem już mniej pewnie, podszedłem w jego stronę i minąłem go w drzwiach wchodząc do salonu. Usiadłem na kanapie dokładnie tam gdzie wczoraj. Poczekałem aż Ryu do mnie dołączył i spojrzałem na niego nie pewnie, widziałem że jest zdenerwowany, jednocześnie patrzył na mnie z niepokojem.

-Śmiało młody – brat zachęcał mnie do mówienia, co w cale mi nie pomagało.

- Ja nie chce , żebyś się obwiniał o to co się stało – mówiłem cicho, patrząc na dywan, gdy już skończyłem spojrzałem na brata, miał założone ręce na piersi i przymknięte oczy. Dla nas obydwóch ta rozmowa nie należała do najłatwiejszych, wczoraj po raz pierwszy o tym rozmawialiśmy. Obydwoje byliśmy poddenerwowani.

-Tomii, to nie jest takie łatwe – przetarł wciąż zaspane oczy, przyglądałem mu się uważnie.

-Jest. Stało się, nie chce żeby się za nami to ciągnęło.

-Tom, Ty przez ze mnie nie widzisz na jedno oko, masz pełno blizn – Ryu przerwał mi stanowczo, słyszałem w jego głosie pewną rozpacz.

-Nigdy Cię za to nie obwiniałem – szepnąłem opuszając głowę, czułem się beznadziejnie gdy dotarło do mnie że Ryu cały czas się tym zadręczał, miał wyrzuty sumienia, a ja nawet nie umiałem z nim porozmawiać.

-Dziękuje – odpowiedział równie cicho, jednak mimo to wiedziałem że Ryu sobie nie wybaczył. Widziałem po nim że ciągle się zadręcza. Jednak czułem że między nami będzie już lepiej.

-Ubiorę się i skończę po coś do żarcia – rzuciłem wesoło by rozluźnić nieco napiętą atmosferę, Ryu spojrzał na mnie z wdzięcznością. - Zaraz będę.


Przemyłem twarz, wyszorowałem ząbki po czym zrobiłem szybki makijaż. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem swoje puste ślepie. Zapomniałem włożyć opaskę przez co w lustrze widziałem swoje mętne i puste spojrzenie prawego oka. Szybko odwróciłem się od lustra, nie umiałem patrzeć na siebie od tamtego czasu. To oko było dla mnie czymś czego mimo tylu lat nie potrafiłem zaakceptować. Potrząsnąłem głową opędzając od siebie niepotrzebne myśli.
Włożyłem bordowe rurki, jakąś koszulkę, czarny płaszcz i glany, opaska również była już na swoim miejscu. Złapałem za portfel i telefon po czym wybiegłem z mieszkania. Nie było bardzo zimno, ledwie zaczynała się zima ale ja jestem zmarzluchem więc mi zawsze jest zimno. 

Szybkim krokiem szedłem w stronę marketu, minąłem jakąś budkę z fast food’em, przystanąłem gdy dotarł do mnie przyjemny zapach po czym zawróciłem. W końcu nie musimy zawsze jeść zdrowo.


-Dwa burgery max – odezwałem się do kobiety w budce patrząc na tabliczkę przedstawiająca oferty.

-Już się robi – szatynka uśmiechnęła się i spojrzała na mniej ciekawsko. Odwróciłem się udając że coś innego mnie interesuje. – Proszę bardzo – po paru minutach, kobieta podała mi reklamówkę gdzie było zapakowane zamówienie, zapłaciłem jej i czym prędzej odszedłem unikając wścibskich spojrzeń ze strony sprzedawczyni.

Z ulgą odetchnąłem wchodząc na klatkę. Tym razem zrezygnowałem z windy, zresztą mieszkaliśmy na trzecim piętrzę więc nie tak źle. Już prawie byłem przed swoimi drzwiami gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami i czułem jak zaraz polecę w dół. Próbowałem złapać się barierki jednak nie udało mi się i czułem jak uderzam plecami o schody i zsuwam się po nich zatrzymując dopiero na ścianie. Czułem niesamowity ból, zamknąłem oczy.

/ Ryu /

Usłyszałem huk dobiegający z klatki schodowej. Miałem złe przeczucie, wyjrzałem na klatkę, miałem wrażenie że serce zamarło mi na chwilę.


-Tomiichi – podbiegłem do brata, nie wyglądało to dobrze. Nasza sąsiadka Pani Amiko wyjrzała również na klatkę.

-Dzwonie po karetkę – odezwała się, byłem jej wdzięczny. Cholera Tomii, trzymaj się. Po chwili starsza kobieta podeszła do mnie – Nie ruszaj go, musimy poczekać.

-Wiem – odpowiedziałem cicho, delikatnie głaszcząc włosy młodszego brata, zawsze tak robiłem gdy byliśmy młodsi i przychodził do mnie z problemami, to go uspokajało.
Na szczęście nie musieliśmy długo czekać, ratownicy pojawili się bardzo szybko wraz z noszami, nie mogłem patrzeć jak go zabierają. Poczucie winy wróciło ze zdwojoną siłą.

-Gdzie go zabieracie? – zapytałam siląc się na spokojny ton.

-Pan z rodziny? – Spytał jeden z ratowników przypinając właśnie brata pasami.

-Tak, to mój młodszy brat – ręce mi się trzęsły, strasznie brałem się o brata.

-W takim razie może pan jechać z nami.

-Dziękuje – odezwałem się cicho. Czułem się tak strasznie bezsilny. Jeszcze rano rozmawialiśmy a teraz jedzie nieprzytomny w karetce, byłem wdzięczny że mogłem być przy nim. Dopiero teraz zauważyłem że jest naprawdę blady, i chyba znów schudł.
Jak tylko dojechaliśmy, jakiś lekarz dobiegł do karetki i zajął się moim bratem a mi kazano czekać. Znów czułem się bezsilny.


Parę lat temu też kazano mi czekać. Nikt nie chciał mi powiedzieć co się działo z moim bratem, strach mnie w tedy zżerał a na koniec dowiedziałem się że mój młodszy braciszek otarł się o śmierć.

Siedziałem na poczekalni, zdenerwowany, zniecierpliwiony i niepewny.

Po prostu bałem się o Tomiego.

Wystukałem parę słów w sms'ie do Satoshi'ego, gdyby ktoś z zespołu chciał wiedzieć co się dzieje. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.


Zaraz będę. 

czwartek, 26 września 2013

2. Whiskey i szczere rozmowy

Cześć ! J

Dziękuje bardzo za miłe komentarze, zgodnie z waszymi życzeniami mam mnóstwo weny, i to dzięki wam :>. Mam nadzieje że wam się spodoba , zapraszam do czytania.


~         ~         ~         ~


/ Tom (Tomiichi) /


Siedzieliśmy w mojej garderobie tuż przed koncertem. Sztab stylistów i wizażystów co chwile podchodził do któregoś z nas i coś zmieniał, dokładał, odejmował. Ja sam zostałem wciśnięty w cholernie ciasne skurzane rurki, które nie były za wygodne. Dodatkowo do lewej kieszeni miałem przyczepione parę łańcuszków o różnej długości i grubości, natomiast nad prawym kolanem miałem rząd trzech suwaków, na cholerę nie wiem po co. Do tego czarne trampki, i luźną czarną poszarpaną koszulkę ze srebrnymi pszeszyciami. Oczywiście obowiązkowo parę łańcuchów zawieszonych na szyji, pieszczochy na nadgarstkach i skrzydła anioła na lewym serdecznym pierścieniu, nie zapominając oczywiście o czarnych paznokciach i mocnym ciemnym makijażu.


Reszta zespołu wyglądała podobnie, różniliśmy się tylko kolorami szczegółów. W końcu mamy tworzyć całość nie?


Dzisiaj kończymy trasę w Tokio. Sasuke miał przyjść, dostał nawet wejście za kulisy. On jako jedyny był osobą w szkole ,z którą trzymałem. Można wręcz powiedzieć że się przyjaźnilśmy. Fajnie będzie powspominać stare czasy.


Wypuszczali nas po kolei, na scenie był już Kazuo, Satoshi i Yui a Ryu właśnie wchodził. Pisk fanek za każdym razem gdy na scenie pojawiała się kolejna osoba, rósł w siłę. Zawsze będę pod wrażeniem tego pisku, jest tak przenikliwy, głośny i wkurzający. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na scenę trzymając w ręce mikrofon.

-Witamy w Paradoxie, jakiego jeszcze nie doświadczyliście – na scenie byłem pozbawiony golfu czy chusty co wpływało na to że czułem się mniej komfortowo i starałem się to ukryć zachowaniem. – Zaczynamy !! – pisk fanek był niesamowity, gdy tylko Ryu zaczął szarpać struny a Kazuo uderzył w bębny fanki posłusznie umilkły wsłuchując się w naszą muzykę. To było coś co uwielbiałem. Satoshi i Yui dołączyli po chwili.

 -It is cheesed with power and the morality of which it goes mad * - podeszłem do brata, rzucając mu wyzywające spojrzenie - A lot of people became dogs having tied to the chain – staneliśmy plecami do siebie, po czym oparłem się od niego rzucając spojrzenie w stronę publiczności - Your happy happy there? … Hey God ! Are You Ready? – stałem na „wybiegu” śpiewając, jak zwykle wkładałem w to całego siebie. – Hey God ! Are You Ready ! Hey God Are You Ready? kikasete yo "bodies"


Stałem obok statywu na mikrofon, odkręciłem butelkę wody po czym wziąłem łyk, z sztucznym wypracowanym uśmiechem podszedłem na koniec sceny i polałem fanów wodą, pisk zadowolonych fanek był uderzający. Cofnąłem się odruchowo i pobiegłem po mikrofon. Rzuciłem przelotny uśmiech w stronę perkusisty i zacząłem kolejną piosenkę.

-We just wanna fun tonight ** – podszedłem w stronę publiczności i skierowałem w jej stronę mikrofon czekając na reakcje – We just wanna fun tonight – powtórzyłem w rytm i skierowałem mikrofon ponownie do publiczności. Tym razem nie musiałem czekać.
-We just wanna fun tonight – niesamowite uczucie gdy publiczność śpiewa razem z tobą.
-sousa tanoshikerya kowa ka nee – podbiegłem do basisty – No Fan No Future ! No Fun, No Future ! No future..


Biegałem, skakałem i bawiłem się z publicznością do końca piosenki. Jasne światło reflektorów podążały za mną aż na środek sceny gdzie się zatrzymałem.

-Parę miesięcy temu, w tym mieście, na tej scenie zaczynaliśmy Dark Side Shine, dzisiaj i tutaj kończymy tą trasę – oczyma wyobraźni widziałem jak po każdej twarzy przebiega cień rozczarowania, utwierdzał mnie w tym jęk smutku publiczności – Ale dziś dopiero zaczynamy !


/ Itachi /


Było głośno, ciasno i co chwile ktoś na mnie wpadał. Patrzyłem na brata jak z uśmiechem podskakuje, a ja zamrugałem słysząc słowa następnego utworu.

-I love sex – wokalista zakręcił się uwodzicielsko wokół statywu – I love drugs – tym razem się oblizał - Denshitoakuma ga odori dasu yoru ni ,oraneko no koshitsuki shitatakana akui *** - co jak co ale musiałem przyznać że chłopak miał niesamowicie przyjemny głos. Przyłapałem się na tym że delikatnie kiwam się w rytm z uśmiechem na ustach - who Baby...Yumemigokochi ni modaete, oh Baby... Atama no naka tokete ku yō ni  - hipnotyzował mnie, nie mogłem oderwać wzroku od wokalisty. Mimo czarnego stroju w którego skład wchodziła poszarpana koszulka, dużo łańcuchów, mocnego makijażu wydawał się być kruchy, delikatny . Potrząsnąłem głową odpędzając te myśli od siebie, postanowiłem się skupić na słowach utworu. - oh Everybody needs to, be somebody. What do you see? Love is Over...Yasashī seppun o boku no soba de,Love is Over... Shiroi suhada ni obore sasete


Mimo tego że koncert skończył się dobrą godzinę temu mój brat ciągnął mnie gdzieś, mówiąc tylko żebym powspominał sobie czasy gdy on chodził do przedszkola. Nie miałem pojęcia o co chodzi ale posłusznie przeglądałem w pamięci wspomnienia z tamtych czasów. Z tego co pamiętałem Sasuke przyjaźnił się z jakimś chłopcem, chyba nawet chodził z nim potem do szkoły, ale nie umiałem przypomnieć sobie czegoś szczególnego.   


Stanąłem jak wryty czytając tabliczkę na drzwiach z napisem „Paradox – Phantom”. Uniosłem brwi do góry gdy mój brat jakby nigdy nic sobie zapukał po czym nie czekając za zaproszenie wszedł do środka ciągnąc mnie za sobą.


Garderoba, była naprawdę duża, na stał szkalny stolik a po obu jego stronach po dużej kanapie obitej jasną skórą.  Na jednej z nich, stojącej po lewej stronie siedział wokalista. Siedział na pół leżąco, noga założona na nogę, z delikatnym uśmiechem na ustach.

-Cześć Sasu – uśmiechnął się do mojego brata po czym jego wzrok utknął na mnie. Ilustrował mnie uważnie, a ja czułem się skrępowany, nie wiedząc czemu. – Ah, zapomniałem – uśmiechnął się ale w prowokacyjny sposób.

-Itachi – przedstawiłem się a chłopak tatralnie przyłożył dłoń do czoła.

-Wybacz, jak mogłem zapomnieć imię, brata mojego przyjaciela – wypowiadał słowa z wyuczoną rozpaczą i przerażeniem, Sasuke zaczął się śmiać a chłopak dołączył do niego. Ja sam tylko uśmiechnąłem się delikatnie. Gestem wskazał nam żebyśmy usiedli, posłusznie zajęliśmy miejsce na przeciwnej kanapie. Młodsi zaczeli wspominać stare czasy , co chwilę się śmiejąc, a ja tylko przyglądałem się wokaliście. Był magnetyzujący, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był śliczny.

-A pamiętasz jak wycięliśmy ten numer babce od matmy? – kolejna fala śmiechu.

- A tą akcje na fizyce ? – znów śmiech. Rozmawiali tak i śmiali się przez godzinę.

-Naprawdę fajnie było się z wami spotkać – chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się zadziornie – musimy to powtórzyć – dodał i puścił oczko. Znów poczułem się skrępowany.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy razem z wokalistą z budynku, dopiero tam każdy poszedł w swoją stronę.


/ Tom /


Odetchnąłem z ulgą wchodząc do mieszkania, które dzieliłem z bratem. Tak jak się spodziewałem czekał na mnie w salonie. Skierowałem się do niego w nadzwyczaj dobrym humorze.  Usiadłem naprzeciw brata i spojrzałem na niego z uśmiechem.

-Chory jesteś ? – spytał Ryu z udawaną troską.

- Nie czemu? – odpowiedziałem bez złośliwości co dodatkowo go zdziwiło.

-Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał już zaniepokojony.

-Oj przestań, nie mogę mieć dobrego humoru – odpowiedziałem pytaniem, przewracając oczami. Odgarnąłem włosy opadające na lewe oko.

- A komu zawdzięczasz tak dobry nastrój? – przyglądał mi się uważnie.

-Zaprosiłem Uchihę, przyszedł z bratem – wytłumaczyłem rozkładając się na kanapie.

-Tak, ten twój kolega. – machnął ręką i włączył telewizor. Oboje wlepiliśmy wzrok w jakiś durny program – świętujemy koniec trasy? – Ryu uśmiechnął się po czym wstał i nie czekając na moją odpowiedz nalał nam whiskey z colą. Podał mnie szklankę i wznieśliśmy toast za początek wakacji.

Rozmawialiśmy już parę godzin, jednak od paru minut panowała między nami cisza, zagłuszana jedynie przez hałas telwizora.

-Tommii, przepraszam – spojrzałem zdezorientowany na brata.

-Za co? – nie rozumiałem co ma na myśli.

-Za to, że wtedy, kazałem Ci zostać przed tą cholerną kamienicą – mówił niemal szeptem, z opuszczoną głową.

-Aniki **** , przestań już, nie chce do tego wracać. – uśmiechnąłem się do brata pocieszająco i poklepałem go po ramieniu.

Około drugiej nad ranem poszedłem do swojej sypialni.

Zamknąłem oczy, a przed mną pojawił się przystojny brunet.

Zasnąłem z uśmiechem na twarzy.



~         ~         ~         ~



* The GazettE – Silly God Disco
** LM.C – No Fun, No Future
***  Lycaon – I love sex. I love drugs.

**** Aniki – Starszy brat

piątek, 20 września 2013

1. Początek

/Cztery lata wcześniej, Ryu /


Siedziałem w samochodzie zbierając się w sobie, aby wyjść po brata.

Nie mogłem sobie darować że go nie obroniłem, że kazałem mu wtedy poczekać przed kamienicą a sam wszedłem do środka.

Zawaliłem jako starszy brat.

To była moja wina.


Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem z samochodu. Powoli ale stanowczo wszedłem do szpitala od razu kierując się do odpowiedniej Sali. Drogę do niej znałem na pamięć, przez te kilka miesięcy przychodziłem do braciszka co dzień.

-Cześć młody, spakowany? – starałem się uśmiechnąć w stronę Toma, spojrzał na mnie pustym wzrokiem. Zmienił się. Nie był już tym samym wesołym, miłym chłopcem. Teraz był wyprany z uczuć, niemal pusty, zawsze nieobecny. Wyglądał tragicznie, Prawe oko było zabandażowane, tak jak lewy nadgarstek, prawe ramię, kilka żeber i oba kolana.

 A to wszystko moja wina.

-Chodźmy, nie chce tu być – jego głos też był inny, oschły. Wziąłem jego torbę i chciałem mu pomóc ale ten odtrącił moją dłoń – umiem wstać – prychnął i spojrzał na mnie gniewnie.


/Teraźniejszość Tom (Tomiichi)/

Siedziałem na środku jakiegoś obskurnego pomieszczenia przywiązany do krzesła. Przed mną stała kamerka nagrywając każdą chwilę mojego cierpienia.

 Oczywiście że wiem dlaczego zostałem porwany.

 Dla pieniędzy moich rodziców.

Moi oprawcy bezczelnie śmiali mi się w twarz, co chwile wymyślając mi nowe tortury.


Zostałem już porządnie wychłostany, głównie na klatce i plecach.

Z wąskich ran, powoli sączyła się krew.

To nie było jedyne miejsce, które krwawiło.

Najgorzej było z moim prawym okiem, czułem że już nigdy nie będę widział normalnie. Nie wiem co mi z nim zrobili ale gdy się obudziłem już krwawiło.



Obudziłem się z krzykiem na ustach.

Noc w noc, ten sam koszmar, prześladuje mnie przez 4 lata, kiedy miałem przyjemność go przeżyć.



Kolejny nudy dzień, pełen piszczących fanek.

Nie, poprawka.

Kolejny popieprzony dzień, pełen wkurzających fanek.

Tak, wiem, sam się o to prosiłem, no ale każdy normalny człowiek mając do wyboru co dzienną szkolną szarość a bycie gitarzystą w jednym z najpopularniejszych zespołów oczywiście że wybierze drugą opcje.

Do czasu.

Nie wszystko jest tak piękne jak mogło by się wydawać.

Główna wada : zero prywatności. Gdziekolwiek.

Nagle do mojego hotelowego pokoju wpadł mój braciszek, jak zwykle bez zapowiedzi, bez pukania. Spojrzałam na niego unosząc jedną brew.

-Nie wiem czy pamiętasz ale mamy wywiad w tv – zmierzył mnie groźnym spojrzeniem, a raczej takim próbował co mu zupełnie nie wyszło. Mimo że to on był starszy to ja, wzbudzałem więcej strachu, głównie przez to że jedno oko wciąż było zasłonięte, a ja sam ukrywałem się za różnego rodzaju golfami czy chustami.

-Tak, tak – mruknąłem lekceważąco wchodząc do łazienki.

-Ej, nie olewaj mnie jak rozmawiamy – niemal krzyknął, jak zwykle narwany biegnąc za mną do łazienki.

-Przecież się nie olewam – odpowiedziałem rzucając mu jeden z moich sarkastycznych uśmiechów, jak gdyby nic zacząłem się malować.

-Czekam na dole – burknął nieco zdenerwowany a po chwili wyszedł.

Przewróciłem oczami, jak z dzieckiem. Jednak musze przyznać, uwielbiam go denerwować, i patrzeć jak nie umie a raczej nie chce się odgryźć. Miałem o tyle łatwiej że musiałem pomalować tylko jedno oko, więc nie zajęło mi to dużo czasu. Po jakiś piętnastu minutach powlokłem się na dół, oczywiście korzystając z windy.



-Jak zwykle ostatni – odezwał się Shadow. Zmierzyłem go groźnym spojrzeniem, po czym roześmiałem się.

-Jesteś psychiczny – rzucił Devil, zachichotałem pod nosem.

-Przynajmniej nie pospolity – odgryzłem się i pokazałem mu język.

-Pospolity to Ty na pewno nie jesteś – odpowiedział czerwono włosy.



Po chwili wszyscy wsiadaliśmy do czekającej na zewnątrz limuzyny. Nie musiałem długo czekać  by ta się zatrzymała a my dostaliśmy rozkaz od menadżera by wyjść. Na zewnątrz czekała masa fotoreporterów i fanek. Każdy z nas podpisał parę kartek, ja jak zwykle robiłem to jak najszybciej i najmniej. Blask fleszu rozbłyskał co chwilę , niemal nas oślepiając. Po paru minutach weszliśmy do środka budynku telewizyjnego.



-Skąd pomysł na nazwę Paradox – kolejne nudne, zadawane za każdym razem pytanie. Blondynka , która prowadziła program uśmiechała się sztucznie do kamery.

-Wystarczy na nas spojrzeć – zaśmiał się Darco. – Każdy z nas jest inny a jednak tworzymy i czujemy to samo.

-Rozumiem, przeciwieństwa się przyciągają, czyż nie? – błyskotliwa uwaga pani prowadzącej – Phantom, czy to prawda że jesteś gejem?

Nie dałem po sobie poznać jak bardzo szokowało mnie to pytanie zachowując moją kamienną twarz – jestem bi – odpowiedziałem spokojnie, choć nie jestem bi, jestem gejem, ale przyznanie się do czegoś takiego publicznie mogłoby spowodować spadek fanek w śród płci tzw. Pięknej więc wole nie ryzykować. 

Zresztą menadżer by mnie zabił za coś takiego.

-Ah, może ktoś z publiczności ma pytania? – miałem ochotę zacząć się śmiać widząc minę tej kobiety. – Może , dziewczyna w żółtej bluzie.

-Gosth, masz dziewczynę? – zachichotałem pod nosem, tłumiąc śmiech w golfie.
-Mam chłopaka – odpowiedział uśmiechając się zwycięsko, dziewczyna zajęczała zawiedziona i zajęła swoje miejsce. Prawda jest taka że każdy z naszego zespołu albo był bi albo homo. Taka banda popaprańców.




/W tym samym czasie, Itachi/




Mój młodszy brat miotał się po mieszkaniu jak opętany. 
Odwiedził mnie dziś twierdząc że ma cytuje makabrycznie ważną wiadomość. Pozowliłem mu wejść ale kazałem poczekać aż dokończę projekt, jednak to nie ma sensu, gdyż ten jest tak podekscytowany że nie potrafi usiedzieć na miejscu, chociażby minuty.

 Przetarłem skronie po czym zdjąłem okulary. Spojrzałem na niego poirytowany, zachowywał się jak pięciolatek a miał siedemnaście lat.

-Mów. – spojrzał na mnie ucieszony a ja pokręciłem głową, jak dziecko.

-Paradox gra u nas w sobotę – każde słowo akcentował i wypowiadał bardzo wolno, jakbym był niedorozwinięty. Prychnąłem pod nosem.

-I to jest ta makabrycznie ważna wiadomość? – spytałem unosząc brew.

-Nie – odpowiedział uśmiechając się wrednie – Idziesz ze mną  - cóż za łaska że mnie poinformował.

-A skąd pewność że nie mam planów na sobotę? – spytałem obserwując reakcje mojej młodszej i głupszej wersji.

-Obydwoje wiemy że odkąd rozstałeś się z Dei-chan nigdzie nie wychodzisz – mówił to niezwykle poważnie jak na niego co dodatkowo mnie zdenerwowało – dlatego idziesz ze mną – dodał po chwili, nie mogłem zaprzeczyć, to prawda że nie mogłem się pozbierać, ale teraz wiem jedno, nie zakocham się już nigdy, za dużo bólu.

-Niech Ci będzie, ale teraz spadaj – machnąłem ręką a Sasuke posłusznie wyszedł rzucając mi przyjazny uśmiech.

Znajdź sobie żonę, załóż rodzinę a nie za facetami się uganiasz Itachi.

Powtarzałem sobie te słowa za każdym razem, mam nadzieje że tym razem nie skończę tak samo. Nie mam ochoty na nowe ekscesy.