Cześć
Dziękuje za
krytykę, gdy się nad tym zastanowiłam, faktycznie jest wiele do życzenia co do
poprzedniego odcinka. Nad tym pracowałam dłużej i wydaje mi się że jest lepiej.
Zapraszam do czytania J
/Tom (
Tomiichi)/
Obudziłem
się z moralnym kacem. Przyłożyłem dłoń do czoła wspominając wczorajszą rozmowę
z bratem. Byłam na siebie zły że tak szybko go zbyłem. Nie miałem pojęcia że on
ciągle się tym zadręcza. Przecież to nie była jego wina. Wolę już mieć kaca po
wódce niż wyrzuty sumienia.
Powoli
wygrzebałem się z pościeli, ciągle rozważając jak i czy aby na pewno wrócić do
wczorajszej rozmowy.
-Ryu –
zajrzałem do pokoju brata , gdzie o dziwo go nie zostałem – Ryu?! – krzyknąłem
w głąb mieszkania nie wiedząc czemu , zacząłem się denerwować.
-Coś Ty taki
zdenerwowany? – mój brat wyszedł zaspany z salonu, a ja odetchnąłem z ulgą.
-Nie, nic –
odpowiedziałem już mniej pewnie, podszedłem w jego stronę i minąłem go w
drzwiach wchodząc do salonu. Usiadłem na kanapie dokładnie tam gdzie wczoraj.
Poczekałem aż Ryu do mnie dołączył i spojrzałem na niego nie pewnie, widziałem
że jest zdenerwowany, jednocześnie patrzył na mnie z niepokojem.
-Śmiało
młody – brat zachęcał mnie do mówienia, co w cale mi nie pomagało.
- Ja nie
chce , żebyś się obwiniał o to co się stało – mówiłem cicho, patrząc na dywan,
gdy już skończyłem spojrzałem na brata, miał założone ręce na piersi i
przymknięte oczy. Dla nas obydwóch ta rozmowa nie należała do najłatwiejszych,
wczoraj po raz pierwszy o tym rozmawialiśmy. Obydwoje byliśmy poddenerwowani.
-Tomii, to
nie jest takie łatwe – przetarł wciąż zaspane oczy, przyglądałem mu się
uważnie.
-Jest. Stało
się, nie chce żeby się za nami to ciągnęło.
-Tom, Ty
przez ze mnie nie widzisz na jedno oko, masz pełno blizn – Ryu przerwał mi
stanowczo, słyszałem w jego głosie pewną rozpacz.
-Nigdy Cię
za to nie obwiniałem – szepnąłem opuszając głowę, czułem się beznadziejnie gdy
dotarło do mnie że Ryu cały czas się tym zadręczał, miał wyrzuty sumienia, a ja
nawet nie umiałem z nim porozmawiać.
-Dziękuje –
odpowiedział równie cicho, jednak mimo to wiedziałem że Ryu sobie nie wybaczył.
Widziałem po nim że ciągle się zadręcza. Jednak czułem że między nami będzie
już lepiej.
-Ubiorę się
i skończę po coś do żarcia – rzuciłem wesoło by rozluźnić nieco napiętą
atmosferę, Ryu spojrzał na mnie z wdzięcznością. - Zaraz będę.
Przemyłem
twarz, wyszorowałem ząbki po czym zrobiłem szybki makijaż. Spojrzałem w lustro
i zobaczyłem swoje puste ślepie. Zapomniałem włożyć opaskę przez co w lustrze
widziałem swoje mętne i puste spojrzenie prawego oka. Szybko odwróciłem się od
lustra, nie umiałem patrzeć na siebie od tamtego czasu. To oko było dla mnie
czymś czego mimo tylu lat nie potrafiłem zaakceptować. Potrząsnąłem głową
opędzając od siebie niepotrzebne myśli.
Włożyłem
bordowe rurki, jakąś koszulkę, czarny płaszcz i glany, opaska również była już
na swoim miejscu. Złapałem za portfel i telefon po czym wybiegłem z mieszkania.
Nie było bardzo zimno, ledwie zaczynała się zima ale ja jestem zmarzluchem więc
mi zawsze jest zimno.
Szybkim krokiem szedłem w stronę marketu, minąłem jakąś
budkę z fast food’em, przystanąłem gdy dotarł do mnie przyjemny zapach po czym
zawróciłem. W końcu nie musimy zawsze jeść zdrowo.
-Dwa burgery
max – odezwałem się do kobiety w budce patrząc na tabliczkę przedstawiająca
oferty.
-Już się
robi – szatynka uśmiechnęła się i spojrzała na mniej ciekawsko. Odwróciłem się
udając że coś innego mnie interesuje. – Proszę bardzo – po paru minutach,
kobieta podała mi reklamówkę gdzie było zapakowane zamówienie, zapłaciłem jej i
czym prędzej odszedłem unikając wścibskich spojrzeń ze strony sprzedawczyni.
Z ulgą
odetchnąłem wchodząc na klatkę. Tym razem zrezygnowałem z windy, zresztą
mieszkaliśmy na trzecim piętrzę więc nie tak źle. Już prawie byłem przed swoimi
drzwiami gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami i czułem jak zaraz polecę w
dół. Próbowałem złapać się barierki jednak nie udało mi się i czułem jak
uderzam plecami o schody i zsuwam się po nich zatrzymując dopiero na ścianie. Czułem
niesamowity ból, zamknąłem oczy.
/ Ryu /
Usłyszałem
huk dobiegający z klatki schodowej. Miałem złe przeczucie, wyjrzałem na klatkę,
miałem wrażenie że serce zamarło mi na chwilę.
-Tomiichi –
podbiegłem do brata, nie wyglądało to dobrze. Nasza sąsiadka Pani Amiko
wyjrzała również na klatkę.
-Dzwonie po
karetkę – odezwała się, byłem jej wdzięczny. Cholera Tomii, trzymaj się. Po
chwili starsza kobieta podeszła do mnie – Nie ruszaj go, musimy poczekać.
-Wiem –
odpowiedziałem cicho, delikatnie głaszcząc włosy młodszego brata, zawsze tak
robiłem gdy byliśmy młodsi i przychodził do mnie z problemami, to go
uspokajało.
Na szczęście
nie musieliśmy długo czekać, ratownicy pojawili się bardzo szybko wraz z noszami,
nie mogłem patrzeć jak go zabierają. Poczucie winy wróciło ze zdwojoną siłą.
-Gdzie go
zabieracie? – zapytałam siląc się na spokojny ton.
-Pan z
rodziny? – Spytał jeden z ratowników przypinając właśnie brata pasami.
-Tak, to mój
młodszy brat – ręce mi się trzęsły, strasznie brałem się o brata.
-W takim
razie może pan jechać z nami.
-Dziękuje –
odezwałem się cicho. Czułem się tak strasznie bezsilny. Jeszcze rano
rozmawialiśmy a teraz jedzie nieprzytomny w karetce, byłem wdzięczny że mogłem
być przy nim. Dopiero teraz zauważyłem że jest naprawdę blady, i chyba znów
schudł.
Jak tylko
dojechaliśmy, jakiś lekarz dobiegł do karetki i zajął się moim bratem a mi
kazano czekać. Znów czułem się bezsilny.
Parę lat
temu też kazano mi czekać. Nikt nie chciał mi powiedzieć co się działo z moim
bratem, strach mnie w tedy zżerał a na koniec dowiedziałem się że mój młodszy
braciszek otarł się o śmierć.
Siedziałem
na poczekalni, zdenerwowany, zniecierpliwiony i niepewny.
Po prostu
bałem się o Tomiego.
Wystukałem
parę słów w sms'ie do Satoshi'ego, gdyby ktoś z zespołu chciał wiedzieć co się
dzieje. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.
Zaraz będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz